O roli przypadku

  • Post author:

Biografie i porady osób, które odniosły sukces finansowy, sprzedają się dość dobrze. Ludzie czytają je z różnych powodów, ale domyślam się, że również po to, by dowiedzieć się, co spowodowało, że dana osoba jest teraz w tym miejscu, w którym jest. Tylko co zrobić, jak jeden miliarder wstaje o 4.30, a drugi o 10.15?

Obawiam się jednak, że taka analiza ich życia może nie mieć sensu z bardziej prozaicznych względów.

Post hoc ergo propter hoc

Powiedzmy, że rzucałem monetą aż do momentu, gdy wypadło 10 orłów:
ORRORORRROOOOOOOOOO
Następnie piszę książkę o tym, jak dotarłem do tej nadzwyczajnej sytuacji:
ORRORORRR

Jest to oczywiście absurd. Nie wystarczy, żeby jakieś zdarzenia poprzedzały inne — przez sam ten fakt nie stają się ich przyczyną.

Ale już słyszę w głowie głos jakiegoś kołcza: żeby wyrzucić 10 orłów pod rząd, trzeba rzucać! Tak, podobnie żeby wyrzucić 100 orłów. Ale nie róbcie tego. Mówię Wam, nawet nie próbujcie.

Przypadek?

Żeby wygrać w totolotka, trzeba grać. Weźmy takiego milionera, któremu udało się wygrać. O której wstawał? Mył zęby przed, czy po śniadaniu? Zdradzę Wam sekret jego sukcesu: przypadkiem skreślił liczby, które następnie zostały wylosowane. Mógł nawet nie myć zębów w ogóle, bo to nie ma żadnego związku.

Oczywiście nie chcę tutaj powiedzieć, że osiągnięcie sukcesu zawodowego to kwestia przypadku (tutaj: szczęścia). Natomiast pełni on większą rolę, niż może się wydawać — szczególnie jeśli porównujemy osobę, która osiągnęła ekstremalny sukces, z tą, która osiągnęła „tylko” sukces. Szczęście może być wystarczającym „wyjaśnieniem” różnic między tymi dwiema sytuacjami.

Weźmy 1024 jasnowidzów, którzy mają przewidzieć, czy ceny 10 wybranych akcji wzrosną, czy zmaleją. Jeśli tylko każdy przewidzi co innego, jeden z nich MUSI trafić idealnie. Co prawda może on też znać się na swojej robocie — i to też jest dobre wyjaśnienie jego sukcesów. Ale chodzi o to, że nie musi. Co więcej, szczęście jest lepszym wyjaśnieniem, bo prostszym.

Problem w tym, że tylko on napisze książkę o inwestowaniu, będzie zapraszany do telewizji i zarobi miliard, w myśl zasady „zwycięzca bierze wszystko”. I nie porównamy jego biografii z biografiami tysiąca innych jasnowidzów, którym się nie poszczęściło.

Tak, żeby osiągnąć ogromny sukces, trzeba wystawiać się na szczęśliwe przypadki. Ale one to mają do siebie, że albo się wydarzą, albo nie — i na to już wpływu nie mamy.

Komentarz

Wyraźnie zaznaczam, że tekst tyczy się głównie różnic między „miliarderem” a „milionerem”, między najpopularniejszym pisarzem a „tylko” bardzo dobrym itp. Bardzo dobry pisarz od dobrego już powinien się istotnie różnić.

Warto dodać, że nawet jeśli w życiu miliarderów da się zauważyć pewne strategie, które doprowadziły ich do takich pieniędzy, to najpewniej są one dostosowane do warunków początkowych. Jeśli nasze są inne, potrzebna jest kompletnie inna strategia.

Ze statystycznego punktu widzenia tego typu analizy przypominają próbę wyciągnięcia wniosków na podstawie jednej obserwacji.


Jeśli moje teksty są dla Ciebie wartościowe, na podany niżej adres email mogę przesłać Ci wiadomość, gdy pojawią się nowe. Zapraszam też na mój kanał na youtube.